środa, 13 sierpnia 2014

Prolog

,,Mamo, wszyscy skończymy w piekle!
MAMO, WSZYSCY SKOŃCZYMY W PIEKLE!
tu jest całkiem przyjemnie, nie licząc tego smrodu"
- My chemical Romance, Mama



Knot był wściekły. Ten dzień nie mógł być miły, ale nie powinien od początku tak dawać się we znaki...
Na wyspę nie da rady się teleportować, to wiedział, ale nie miał pojęcia, że łódka, którą popłyną będzie przeciekać i zamoczy mu buty, a w dodatku dostanie choroby lokomocyjnej... Znaczy morskiej.
Gdy dopłynęli, pierwszy wygramolił się z ciasnej łupiny, którą się tu dostał, i wachlując się gazetą trzymaną w jednej ręce, drugą zaczął szukać w kieszeni różczki, która umożliwiłaby mu wysuszenie obuwia. Aurorka, która miała robić za obstawę, wyszła z gracją kota i patrzyła niemo na majaczący się przed nimi budynek. Po czym podeszła bliżej. Mgła była zbyt gęsta, by z takiej odległości widzieć dobrze. Następnie, trzymając pod pachą plik dokumentów, z łódki wysiadł Ten Rudy Od Mugoli... jak on się nazywał? Wesley? Chyba tak. No, w każdym razie przypadkowy pracownik, bo, nie wiedzieć czemu, czarodziej wybrany do ,,przeprowadzenia wywiadu'' nagle zachorował.
Knot obserwował jeszcze chwilę łódź, z której wyszli jeszcze dwaj ludzcy strażnicy, pracujący przy azkabanie. Było to dwóch barczystych chłopów, łysych, poharatanych bliznami, wyglądających na bezmózgów. Wciągnęli swój środek lokomocji na brzeg, po czym  ruszyli w głąb lądu. Minister, rad, nierad ruszył za nimi rzucając na buty nieme ,,chłoszczyść".
*  *  *
Młoda aurorka, Alex przyglądała się twierdzy. Była tu pierwszy raz w życiu, i co dziwne, ciekawiło ją, jak to jest, tam,  w środku. Aurę dementorów znała dobrze, nawet próbowała się przyzwyczaić. Taka praca.
Brązowe oczy zawiesiły się na tabliczce na drzwiach.
,,Twierdza Azkaban. Nieupoważnionym 
nie ma obowiązku pomagać.''
Kawałek drewna, na którym był napis, był omszały i wyglądał, jakby miał się za chwilę rozwalić. Kobieta przeczytała tekst jeszcze raz. No tak, uczono ją o takich przypadkach, w których rodzina przestępcy przybywała z odsieczą. Jeżeli w nocy znalazł ich dość szybko ludzki strażnik, mieli szczęście. Trupy reszty z nich zostały zakopane  na małym poletku za twierdzą. Alex po drodze (zamiast wachlować ministra, który był dosłownie zielony na twarzy) wypytała strażników, jak wygląda ich praca, i między innymi dowiedziała się, że z drugiej strony wyspy znajduje się coś na kształt cmentarza. Wielkie, głębokie doły, masowe mogiły, trupy więźniów tylko lekko przysypywane ziemią, by było miejsce na innych. na kilku-kilkunastu miesięcznie. Zamiast nagrobka- tabliczka z rokiem. Co 30 lat można kopać w tym miejscu od nowa. Straszne? Zasłużyli, i nie mów, że nie! Odwróciła się. Za nią szli strażnicy, Artur, i Minister. Ok, koniec przemyśleń. Skupiła się na momencie, w którym dostała posadę w biurze aurorów, po czym z jej różczki wypłynął widmowy kot rozmiarów typowego kuca. Puszek. Jak ona go kochała!
Z jego towarzystwem na pewno są bezpieczni!
*  *  *
Minister nienawidził tego miejsca. teraz się uspokoiło, ale zaraz po zdobyciu posady bywał tu, niestety, często. A to przez przypadek aresztowali kogoś, kogo nie trzeba, a to coś się zniszczyło i trzeba było przyjść z obliczeniem szkód, a to pierwsza kontrola. Kontroluje się co jakieś 5 lat. Ponoć przed erą Voldemorta było dwa razy rzadziej, ale knot nie mógł tego potwierdzić. jego umysł nie był w stanie zapamiętać takich nieważnych dla niego i przestarzałych faktów. Wszedł zaraz za aurorką, która miała osłabić działanie dementorów przy pomocy patronusa, i automatycznie zatkał nos. To nic nie da, pomyślał, czekało go około 3 godziny wizytacji, nie ucieknie przed tym smrodem. Alex myślała podobnie. Strażnicy ruszyli przodem, za nimi szedł Artur, Knot, Ona i puszek. Za kotem szła zbędna, jej zdaniem, dementorza obstawa, ale takie były ustalenia. Co może jedna, szczupła kobieta? Każdy z dementorów miał coś około 2,5 metra, więc, tak, w nich była moc.
-Jak często dostają jeść?-Dochodzą do niej słowa Artura.
-Tak, aby przeżyli!- Rechocze strażnik. Drugi mu wtóruje.- Dobre, nie?
Po czym zobaczył minę Artura, która nie bynajmniej nie wyrażała radości, więc dodał- Dwa kawałki chleba dziennie, czyli co noc.
-No,  my tu mamy taki system, że dajemy więźniom jeść czy pić w nocy, tak jest najbezpieczniej bo niektóre cele trzeba po prostu otworzyć. Ponadto wiemy, który kaputnął. Jak się nie drze przez 3 noce z rzędu, można zakopać.
-A co, jak któryś po prost nie krzyczy przez sen?-Spytała oburzona Alex.
-To znaczy, że jest tu od tygodnia!-kolejna salwa śmiechu ze strony strażników. Jak oni to robią? Przecież są w budynku pełnym dementorów!
Artur też to zauważył. Rozejrzał się. Przy każdej celi stał dementor. Tam, dalej widać było, że przy niektórych było po dwóch, lub więcej.
-Nie męczy ich posterunek?-spytał.
Nie, nie są jak ludzie. Te maszkary mogą stać rok bez ruchu, ważne, by miały tyle uczuć, by się wykarmić. Kolejny sposób, by sprawdzić, czy ktoś nie umarł. Jeśli dementor sobie poszedł, to krzyżyk.
Alex poczuła obrzydzenie, nie wiedziała, czy to ten smród, czy wizje tego, o czym mówili strażnicy, ale miała ochotę wyjżeć przez okno i się wyrzygać. Nie mogła. Na tej głębokości okna przypominały małe strzelnice ze starych zamków.
-Po co w ogóle takie inspekcje?-spytała. Już nie była ciekawa. Nie chciała się uodparniać, przyzwyczajać. Chciała wyjść.
-To raczej formalność.-po raz pierwszy odezwał się Knot. Nie wyglądał na zachwyconego. Widać, też marzył o świeżym powietrzu.-Przeprowadzamy ten wywiad, musimy się dowiedzieć, czy bezpieczeństwo jest na wysokim poziomie, czy może coś jest do ehm, remontu, czy strażnicy mają się dobrze...
-I czy prawa człowieka nie są łamane!-Wrzasnął jeden, a drugi odpowiedział śmiechem.
Alex zastanowiła się, co znaczy ,,mieć się dobrze'' w przypadku tej świrniętej dwójki, pokręciła głową, i dopiero teraz zauważyła, jaką furorę robił jej patronus. Więźniowie po prawej i lewej gdy tylko nadchodziła, wlepiali w nią wytrzeszczone oczy, wzdychali z ulgą lub wydawali jakieś dziwne dźwięk "Brrr. Proszę, ludzie, proszę. Częstujcie sie jego mocą. Mogę im pomóc. Czemu tego nie zrobić." Zaraz zganiła się jednak za te myśli. "Może ich jeszcze wypuszczę?!"
Szli cicho. Nikt nie miał ochoty się odzywać, nie było po co. Wywiad skończony. jeszcze wycieczka po tym labiryncie, i praca skończona na kolejne 5 lat. Rozwidlenie, w prawo. Prosto, W lewo. Alex była pewna, że gdyby nawet były jakieś niedociągnięcia, nikt by się stąd nie wydostał.
-Teraz jesteśmy na poziomie dożywoć.- strażnik.
Alex rozgląda się. Boże, jak tu śmierdzi. Zapach gówna, przepoconych ciał, stęchlizny i rozkładu przyprawiał o ból głowy. Nie dziwiła się tym wszystkim, którzy popełnili tu samobójstwo. Jak tu ciemno. Jej patronus był jedynym źródłem światła. Zajrzała w dokumenty idącego przed nią Artura, i nie wiedząc nawet kiedy, kichnęła na nie.
Dokumenty rozsypały się po posadzce,  jeden wpadł do celi po prawo. Rudy rzucił się do zbierania z ziemi kartek, ona zaś podeszła do celi. Już miała rzucić na papier "accio" kiedy szponiasta ręka więźnia wzięła go.
Alex prawie skamieniała. Szybkie Lumos pozwoliło jej zobaczyć, kto podniósł ostatnią kartkę. Za kratą szedł do niej na sztywnych nogach facet, który wyglądał jak zombie. Chudy, jak anorektyk, z czarnymi, splątanymi włosami sięgającymi pasa. Aurorka nigdy nie widziała kogoś, kogo głowa przypominałaby tak bardzo czaszkę. Czy on w ogóle miał oczy? Miał. I patrzył prosto w światełko jej różczki.
-Proszę.-Glos więźnia przypominał zmęczony krzykiem głośny szept. Alex odwróciła się. Wszyscy też stali nieruchomo, ciekawi tego człowieka i jego reakcji. Wzięła od niego kartkę, lekko zażenowana. I postanowiła się do niego uśmiechnąć.
-Dziękuję, bardzo pan miły...
-Czy aż tak strasznie wyglądam?- też wysilił się na uśmiech. Dopiero teraz aurorka skojarzyła, że można być bardziej zawstydzonym.
-Nie... Jak na to miejsce, wygląda pan wyjątkowo... E, sympatycznie...
*  *   *
Syriusz prychnął. Lekko rozśmieszyło go określenie "sympatyczny", ale była to gorzka strona rozbawienia. Mimo to dobrze czuł się, że może się do kogoś odezwać. Kiedyś, przez tydzień dało się pogadać z gościem za ścianą, ale kiedy to było... Co by tu powiedzieć...
-podoba mi się pani patronus, zawsze bardzo lubiłem koty.- Położył dłoń na kracie. Wyłapał, że na nią spojrzała. Przerażał ją, widział to.
-To mój kotek. Bardzo go kocham.-Dukała tamta.
W tym momencie Syriusz zwrócił uwagę na coś innego. Zapach! Jego psi nos w każdym milimetrze kwadratowym krzyczał: Przypomnij sobie, co tak bosko pachnie! Czosnek! Jakieś zioła. Warzywa! Jego zapadnięty brzuch zacisnął się jeszcze bardziej.Szybko zlokalizował, skąd dobiegał zapach. Pamiętał tego czosnkowego gościa!
-Pan Korneliusz!- Nie ważne, do kogo będzie mówił. Ważne, by mówić. I ważne, aby ten cały Korneliusz Sznurek odpowiedział czosnkowym oddechem.- Dzień dobry, co tu pana sprowadza?
-No cóż, praca, widzi pan, panie Black, (poznał mnie? nieźle!) Jestem Ministrem magii, i jako taki...-wykonał gest wskazując na siebie gazetą. Teraz oczy Syriusza odkryły cud!
-Dzisiejsza?-Wskazał drugą ręką na zwitek podrukowanych papierów, które dla niego były bezcenne.
-Wczorajsza, bo kończyłem czytać po drodze.
-Nie zostawiłby mi jej pan? Dowiedziałbym się, co się w świecie dzieje, może rozwiązałbym krzyżówkę, rozumie pan, strasznie tu nudno...
-Ooo, tak, tak, proszę, niech pan weźmie...
Jaki piękny dzień! Niech mnie jeszcze uniewinnią! Czy ta gazeta na pewno jest prawdziwa?
-O Boże! To już ten rok mamy?- Chciałby jeszcze skomentować parę spraw, wygadać się, porozmawiać głównie ze Sznurkiem, rany ten zapach, ale dziewczyna też może być rozmówcom, "nie prawda, nie lubię kotów! Czemu to powiedziałem? Bo to patronus! Bije od niego ciepło! I nadzieja. I światło!" Spojrzał na różczkę. Czuł się jak drapieżnik patrzący na ofiarę. Tu jest zawsze tak ciemno. Gdyby nie strażnicy, nie wiedziałbym, kiedy jest noc.
-Musimy już iść...-speszona aurorka.
-Właśnie, Black! Ty myślisz, że my tu na kawę wpadliśmy?-Zarżał jeden ze strażników. Po czym z całej siły uderzył zaciśniętą pięścią w dłoń Syriusza, którą ten trzymał się kraty.
W jednym momencie cała nadzieja wyparowała. Paniczny ból sparaliżował drobną dłoń Syriusza. Z drugiej wyleciała gazeta, by złapać bolące palce, naiwnie próbując zatamować ból.Jego skowyczący krzyk na dobre odpędził i tak speszonych "gości" sprzed jego celi. Świetnie! Już nie pogadasz! Nigdy. Upadł na ziemię, starając się odpędzić złe myśli, jednakże było ich tak wiele, i były tak bolesne, że nie mógł nawet zamienić się w psa. Ból. Obrazy. Lilly i James, martwi.  Dorcas, martwe ciało, które dzień wcześniej obiecywało, że będą razem na zawsze. matka, krzycząca o najgorszym synu, jakim niebiosa mogły ją pokarać. Ojciec, bijący go, małego, kilkuletniego synka.
Film się urwał. Zemdlenie to taka ulga.
*  *  *
Po 3 godzinach błądzenia Alex rozumiała o co chodziło z dementorami.  Faktycznie, czuła się tylko drobną, delikatną kobietą.
Chciałaby... niekoniecznie w domu, ale samo bycie w łódce byłoby piękne. Wyłapała rozmowę ministra ze strażnikami.
-Naprawdę dziwny człowiek. Zazwyczaj się tak nie pruje. Ponadto, człowiek jest tu normalny średnio tydzień. Widział pan go? Siedzi tu 12 lat! Co najwyżej gada przez sen. Chyba planuje zemstę na Dumblu, ale nie jestem pewien.
-A co mówi?
-Zawsze to samo-on jest w hogwarcie. I tyle. Może świr, ale na inny sposób.
Aurorka zauważyła kątem oka, że Artur, do tej pory milczący wybałuszył oczy w przerażeniu. Uśmiechnęła się do niego. Spokojnie, Drops jest bezpieczny! Widziałeś te zabezpieczenia?
Co do Syriusza... Pamiętała go z czasów szkolnych. Był pięć lat starszy od niej. Przystojny, tajemniczy chłopak, w którym podkochiwała się połowa szkoły. Cóż ona też. Kiedyś się do niej uśmiechnął. O mało nie umarła z radości! Teraz przeraził ją udawanym uśmiechem.



Co ten czas robi z ludźmi...


1 komentarz:

  1. Zaciekawił mnie ten prolog. Realistycznie opisałaś Azkaban, bardzo podobały mi się myśli Syriusza i zaintrygowała mnie Twoja bohaterka Alex. Ogólnie sam pomysł na bloga, żeby opisywać życie Blacka po ucieczce z więzienia, też na plus, bo faktycznie mało jest takich opowiadań (jeśli w ogóle jakieś - ja się dotąd nie natknęłam). Ale mogłabyś poszukać sobie bety, bo jest sporo błędów, co psuje przyjemność czytania. Pojawiająca się chociażby nagminnie "różczka" - powinno być "różdżka", i kilka zdań zaczynało się małą literą. Poza tym pisownia imion i nazwisk - Lily, przez jedno "l", nie Lilly, i Weasley, "a" Ci się zgubiło. Kilka wyrażeń też mi zabrzmiało jakoś niezgrabnie, ale nie zapisywałam ich, więc nie przytoczę. A, pamiętam jedno - "paniczny ból" - to raczej strach może być paniczny, o bólu bym tego nie powiedziała. Pojawiło się również małe zamieszanie w czasie narracji - konsekwentnie piszesz w czasie przeszłym, a jednak niespodziewanie przy jednym dialogu znalazły się czasowniki "dochodzą" i "rechocze".
    Ale jestem zainteresowana kontynuacją. Idę czytać dalej. :)

    OdpowiedzUsuń